DLACZEGO WŁAŚNIE RODZINNE ZJAZDY
W swojej naturze, na ogół, trudno dopuszczamy jakiekolwiek zmiany w sposobie naszego myślenia i postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. Otwarcie się na coś nowego, pokonanie zakorzenionej nieufności - choćby w słusznej sprawie, to czasem zadanie przekraczające nasze możliwości. Czy jednak na pewno - i tym razem - nie potrafimy się przełamać i dać sobie przyzwolenie na zrobienie tego pierwszego kroku - we właściwym kierunku?
Dlaczego właśnie zjazdy - zjazdy rodzinne? Czy tylko dla oddania hołdu wspólnym przodkom - dla uczczenia pamięci wcześniejszych pokoleń? Czy też dla podkreślenia, że nasz Ród potrafi się odrodzić - potrafi żyć? A może dostrzeżemy w zjazdach jeszcze inne wartości, i te wyższego rzędu, i te bardziej przyziemne - właściwe naszej, ludzkiej naturze.
Każdy z nas jest istotą społeczną - odczuwa potrzebę kontaktu z innymi ludźmi, w każdym z nas istnieje potrzeba przynależenia do dużej grupy osób, jak też potrzeba posiadania licznych znajomych i przyjaciół. Z tych to źródeł wypływają nasze pragnienia do uczestniczenia w spotkaniach i biesiadach, do prowadzenia w szerokim gronie rozmów - wymieniania poglądów i dzielenia się wspomnieniami, a także po prostu do brania udziału w zbiorowej zabawie. To właśnie spełnianie tego daje nam, tak potrzebne każdemu - za rzadko doświadczane - "poczucie pełni życia".
W naszych wyborach towarzystwa, decydując czasami zbyt pochopnie, zdarzało się nam popełniać błędy, stąd też - być może - wyrosła w nas duża nieufność i wstrzemięźliwość. Jednak, te wcześniej wspomniane potrzeby, przecież wciąż w nas istnieją, trzeba tylko pomóc sobie otworzyć się na to - co dobre - do czego w głębi siebie natura nas popycha. Czy tą dużą grupą nie może być - bardzo liczny - Ród Szparagów, czy grono przyjaciół nie możemy poszerzyć o wiele - na pewno wspaniałych - osób z naszej wspólnoty, której "chcąc nie chcąc" i my jesteśmy częścią?
Zdominowani - nie zawsze pozytywnymi - trendami współczesnego, otaczającego nas świata, żyjąc wśród bieżących problemów najbliższej rodziny, odnosimy często wrażenie, iż już na nic więcej nie ma w nas miejsca. Wydaje się też nam, że nie ma w nas również potrzeby odbudowywania więzi z odległymi krewnymi. Czy aby na pewno, aż tak jest? Bo przecież, po dłuższej zadumie, gdzieś w głębi siebie coś jednak dostrzegamy - nie jest to tak nam obojętne. A więc, może należy dać sobie przyzwolenie, by to się przebiło, by w nas zaistniało. Bywa, że potrzebujemy na to dłuższego czasu, by uzmysłowione więzy krwi, obudziły w nas poczucie przynależności do takiej dużej, rodzinnej wspólnoty. Jakie zadanie, w tym procesie, mogą spełnić rodowe spotkania? Czy mogą nam pomóc to wszystko odnaleźć, by mógł w nas zaistnieć ten pozytywny - dobry ład, który z tą ideą podąża?
Wydaje się, iż rola zjazdów w odradzaniu się więzi rodowych jest bardzo znacząca. Ci, co na zjazdy już przybywają, co chcą w nich uczestniczyć, to są ludzie wyjątkowi - wrażliwi i otwarci, mający w sobie ten pozytywny ładunek emocji, który na zjazdach znajduje swe ujście. Przejawia się to, przede wszystkim, wzajemną życzliwością oraz nieskrywaną radością - i to już od samego początku. Na takich spotkaniach, nawet najbardziej "oporni" szybko tracą początkową nieufność i odpowiadają - "uśmiechem na uśmiech". Przecież wszyscy pragniemy się radować, być w towarzystwie ludzi nam bliskich - myślących i czujących tak jak my. Chcemy się - wraz ze swoją najbliższą rodziną - w tym szerokim gronie przyjaznych osób, w zwyczajny sposób bawić, tańczyć, pić dobre toasty - z tym oczywiście najważniejszym: "wiwat Ród Szparagów". To wszystko powinny dać nam rodzinne zjazdy - to, czego w życiu nigdy nie doświadczamy w nadmiarze, a co jest nam - tak, w nim niezbędne. Nie będąc na zjazdach, nie poczujemy tego wszystkiego, co doznają ci, co w nich już uczestniczą. Bo przecież głębie i subtelności naszej natury, potrafią czasem nas zaskakiwać. To tylko na zjazdach doświadczymy, to wyjątkowe uczucie - zadowolenia i satysfakcji, iż tym co czynimy "radujemy Tych, co byli przed nami" - Tych, którym zawdzięczamy nasze istnienie. Poczujemy w tym, wówczas, naszą największą nagrodę - za to, że tam razem, ten jeden raz w roku - potrafimy się zebrać. Zapewne, odpowiedni specjaliści umieliby, te nasze potrzeby i stany wyjaśnić szerzej - trafniej, ale nam wystarcza to, że one są, że je odczuwamy i uświadamiamy sobie, i że chcemy to wszystko przeżywać.
To, co zyskujemy dzięki zjazdom, to przyśpieszenie tempa odradzania się wspólnoty, pogłębiania się szerokich więzi rodzinnych - to na pewno jest zjawiskiem wyjątkowym. Jednak, by mogło ono w pełni zaistnieć, to i my musimy dać temu szansę - musimy dać szansę sobie i swoim bliskim aktywnego w tym uczestniczenia. A więc nie bądźmy bierni, nie stójmy z boku, nie obawiajmy się zaangażować w coś, co wzniosłe i szlachetne. Nie ociągajmy się, nie twórzmy sobie słabych pretekstów - miejmy w historii odradzającego się Rodu, też swój udział - bo przecież już wiemy, że życie tak szybko płynie. Zostawiajmy więc w nim nasze ślady bezinteresownych i spontanicznych działań - z szacunku dla przeszłości i w trosce o przyszłość. Umacniajmy nasz Ród, ratujmy pamięć o przodkach - "sięgajmy do korzeni", przywracajmy dobrą tradycję - wskazujmy to młodym, uczmy ich - jak żyć - osobistym przykładem. To właśnie zjazdy mogą być wstępem do tego wszystkiego, one dadzą nam zawsze poczucie dobrze spełnionego obowiązku, jak i zadowolenie z wzięcia udziału we wspaniałej uroczystości oraz w dobrej zabawie. Takie spotkania pozostawiają w nas - na długi czas - to pozytywne dowartościowanie i wzmocnienie, które w naszym codziennym trudzie, tak bardzo jest nam potrzebne. Dlatego też, nie wzbraniajmy się otworzyć na to i na "wezwanie Rodu" zawsze "przybywajmy na Zjazd".
Jacek Szparaga
16.10.2009 r.
(z późniejszymi uzupełnieniami)
|